Dołączył: 21 Sty 2017
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:47, 21 Sty 2017 Temat postu: Szkło |
|
Coraz częściej czuję się okropnie. Sama nie wiem ile to już trwa. Próbując przypomnieć sobie przeszłość, widzę pojedyncze obrazy. Często po weryfikacji okazują się nieprawdziwe lub zmienione. Próbuję nie wspominać. To co dzieję aktualnie trwa rok może dwa. Mam straszną huśtawke nastroju. Żeby to była tylko huśtawka i nastroje. Raczej tu chodzi o nastawienie do życia. Małe rzeczy mogą całkowicie wszystko zmienić. Przykładowo jestem osobą pozytywną, uśmiecham się, myślę o takich bzdurach o jakich myślą osoby w moim wieku: miłość, przyszła szkoła, studia, praca w lato. Czasem myślę o przyszłości, jak to będzie mieć dziecko, małżeństwo... I nagle wszystko ulega zmianie. Czasem pod wpływem jedzenia, piosenki, jakieś myśli, a nawet tak zniczego. Śmiech znika, świat staje się blady, chcę uciec od wszystkich, zamknąć się w pokoju, płakać, ciąć się. Jeśli myślisz, że przeginam trochę to nie masz racji. Tak to wygląda. Czasem bywa gorzej. Zaczynam być agresywna, krzyczę, rzucam przedmiotami ( jakimiś małymi nieszkodliwymi typu para skarpetek). Raz prawie rzuciłam się z nożem do smarowania chleba na siostrę. Nieraz mam wrażenie, że wybuchnę, powybijam okna w całym domu, pozabijam w szale wszystkich dookoła. Sama nie wiem jak wracam do normalności. Nie zapamiętuję tego. Próbuję to wszystko ukrywać. Póki co skutecznie albo wszyscy mają to gdzieś. W tym miejscu wracam do tematu cięcia. Nie robiłam tego już długo. Około miesiąca. Zaczęło się w październiku. Wróciłam do domu. Byłam pusta w środku, a nikogo nie było. Nie wiem jak to się stało, ale wyjęłam żyletkę i naciełam się w opuszek prawego kciuka, trochę nad paznokciem. Kiedy poleciała pierwsza krew spanikowałam. Rzuciłam żyletką w zlew i pobiegłam po plaster. Chciałam wyrzucić żyletkę, ale po namyśle schowałam ją w grubych skarpetach i upchałam gdzieś w głąb szuflady. Od tego momentu wyciągałam ją co jakiś czas (łącznie 3-4 razy) i robiłam to po zewnętrznej stronie ud, dość wysoko. Zawsze robiłam małe szramy. Kiedyś, gdy chciałam się skrzywdzić, zaciskałam mocno paznokcie na przedramieniu lub biłam się po twarzy. Teraz tylko biję. Nigdy w moim odczuciu było to wołanie o pomoc. Chciałam by ból w moim sercu znikał, a to się udawało. Jakby cały ten śluz wyciekał przez miejsca bólu. Ostatnio było lepiej, ale nie na długo. Teraz jestem w ostatniej klasie gimnazjum, chcę dostać się do dobrej szkoły z wybranym profilem, mieć dobre oceny, mimo że nauka idzie mi średnio, oraz coraz bliżej egzaminy. Strasznie bardzo się stresuję. Chcę przestać się ciąć, bo mogę w pewnym momencie chcieć więcej. Lub się zabić. Czasem myślę o tym, ale tak naprawdę tego nie chcę. Chcę się naprawić, mimo że jestem rozbitym szkłem. Jestem rozbita i nie da się mnie poskładać. Jedynym wyjściem jest stanie się kimś innym. By to osiągnąć muszę uciec stąd. Z miejsca, gdzie się urodziłam, wychowałam i rozbiłam. Gdy tylko ukończę szkołę wyjadę i rozpocznę nowe życie nie będąc szkłem. Muszę się starać, ale myślę, że dam radę. Mam nadzieję. Nie szukam tutaj współczucia czy pomocy. Tylko trochę... Empatii. Pisząc ten post do nielicznych osób, które to przeczytały, i których nie znam poczułam się lepiej. Jakby duży ciężar został zrzucony z mojego serca. Dziękuję.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Shadow dnia Sob 21:48, 21 Sty 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|